Otworzyłem drzwi, chociaż cały czas wpatrywałem się w twoje
błękitne oczy.
- Niedługo wrócę – szepnąłem, zgarniając zbłąkany kosmyk
twoich włosów. Uśmiechnęłaś się delikatnie i wtuliłaś mocno w moje ramiona.
Naprawdę się do siebie przyzwyczailiśmy. Nie wyobrażałem
sobie nawet minuty bez Ciebie, a co dopiero miesiąca. Przez ten tydzień
spędzaliśmy czas wyłącznie ze sobą. Odwiedzaliśmy się wzajemnie, oglądaliśmy
filmy, chodziliśmy nocą po rynku.
Przytuliłem Cię mocniej, całując w czubek głowy. Podniosłaś
drobne rączki i splotłaś palce na moim karku. Podskoczyłaś do góry, gdy odezwał
się mój telefon. Wyjąłem go niezdarnie z kieszeni spodni. Zerknąłem niepewnie
na Ciebie. Uśmiechnęłaś się tylko i z założonymi rękoma na piersi odeszłaś do
salonu. Odrzuciłem połączenie i czym prędzej znalazłem się obok Ciebie.
Siedziałaś na kanapie z kolanami podciągniętymi pod brodę.
- Mam coś dla Ciebie – oznajmiłem wesoło. Podniosłaś na mnie
zaciekawiony wzrok. Kochałem w Tobie tą cząstkę dziecka, odrobinę nastolatki i
kawałek kobiety. Byłaś czasem tak różna, a jednocześnie taka sama. Przeszukałem
kieszenie spodni i wyciągnąłem z niej dwa świstki papieru. Włożyłem Ci je w
dłoń i zacisnąłem mocno.
- Co już wydziwiłeś? – zapytałaś lekko zdezorientowana.
Wstałem szybko i skierowałem do drzwi. Oczami wyobraźni widziałem twoją reakcję
na to, co przed chwilą Ci podarowałem. I wiele się nie pomyliłem. Wystrzeliłaś
z salonu, wyciągając do mnie rękę ze zwitkami papieru.
- Nie wezmę tego – mruknęłaś i wsadziłaś mi je do kieszeni.
- Nadzia, no proszę Cię – błagałem zawzięcie. Tłumaczyłaś mi
wtedy, że nie przyjmiesz tego, bo nie chcesz na mnie żerować. Próbowałem Ci
wytłumaczyć, że to prezent. Prychnęłaś wtedy głośno, odwracając do mnie plecami.
Podszedłem do Ciebie cicho i objąłem ramionami. Pochyliłaś głowę, pozwalając,
by włosy opadły Ci na twarz. Westchnąłem głęboko i lekkim ruchem obróciłem Cię
w moją stronę. Uniosłem dwoma palcami twój podbródek, sprawiając, że musiałaś
spojrzeć w moje oczy. Drugą ręką wyjąłem te cholerne bilety i włożyłem ponownie
w twoją dłoń.
- Zrób to dla mnie – szeptałem cicho – Weź je i przyjedź.
Naprawdę mi na tym zależy.
Wbiłaś wzrok w obraz obok mojego ramienia. Przytuliłem Cię
mocno, głaszcząc po głowie. Z tą samą, lekko naburmuszoną miną, odprowadzałaś
mnie wzrokiem do drzwi. Pomachałem Ci na pożegnanie. Zanim zdążyłem wyjść,
zawołałaś słabo:
- Wygrajcie to, proszę.
Nie rozmawialiśmy od tamtego dnia. Martwiłem się o Ciebie.
Wiele razy wybierałem do ciebie numer i uparcie liczyłem sygnały. Zdawałaś się
lekceważyć moje próby kontaktu z tobą. Koledzy starali się zaprzątać moje
myśli, bylebym nie rozmyślał cały czas o Tobie. Robili to skutecznie. Na tyle
efektownie, że dotarliśmy do finału Ligi Światowej. To właśnie tamtego dnia
byłem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie.
Z bijącym mocno sercem
stałem w szatni i słuchałem wypowiedzi moich kolegów. Motywowaliśmy się ostatni
raz przed finałowym meczem. Moją najlepszą motywacją byłabyś Ty, dobrze o tym
wiedziałaś. Przyjaciel poklepał mnie po ramieniu i popchnął do wyjścia. Na
bułgarskiej hali panował szał. Polscy kibice najbliżej band reklamowych,
krzyczeli wniebogłosy. Miałaś miejsca niedaleko wejścia na boisko. Rozejrzałem
się po trybunach nerwowo, wyszukując cię wzrokiem. Westchnąłem głęboko, bo
nigdzie Cię nie było.
Mecz był zacięty.
Graliśmy jednak swoją siatkówkę, która nie była dla przeciwników tak łatwa i
jasna. Z zamkniętymi oczami wyprowadzaliśmy Amerykanów w pole. Emocje jednak
górowały nad zdrowym rozsądkiem. Druga przerwa techniczna w drugim secie także
była nasza. Szybko rozejrzałem się po hali. Zatrzymałem wzrok na miejscu, gdzie
powinnaś teraz siedzieć. I siedziałaś. Ubrana w długą koszulkę z jedynką na
plecach, okularami z żółtymi oprawkami i szerokim uśmiechem, patrzyłaś się
właśnie na mnie. Zakrztusiłem się wodą. Czym prędzej ostawiłem butelkę na
ziemię i wgapiałem w Ciebie jak idiota. Serce biło mi tak mocno jak nigdy. Tak
bardzo za Tobą tęskniłem. Gdybym teraz mógł podbiegłbym do Ciebie, przytulił mocno,
pocałował w czoło jak to zwykle miałem w zwyczaju. Trener klepnął mnie w plecy,
więc musiałem odwrócić od Ciebie wzrok. Od tamtego momentu grało mi się coraz
lepiej. Koledzy patrzyli na mnie z uznaniem, gdy kolejny raz wbiłem niemożliwą
piłkę w boisko przeciwnika. Z głośnym śmiechem klepali mnie po głowę i
przyciskali mocno. A ja za każdym razem kierowałem swój wzrok na Ciebie. Kibice
już cieszyli się złotem. Ostatni set zagraliśmy z zamkniętymi oczami.
Przyjmujący cofnęli się lekko do tyłu, gdy na zagrywkę powędrował Stanley.
To był ostatni serw.
Ostatni punkt.
Wygrany finał.
I najpiękniejszy dzień
mojego życia.
To było coś
piękniejszego niż wygranie Mistrzostwa Polski w klubie. Duma i szczęście
rozpierały nas od wewnątrz, jakbyśmy mieli zaraz wybuchnąć. Ustawiliśmy się
przed kibicami, krzycząc i skacząc wysoko. Ściśnięte gardło i łzy szczęścia w oczach. Przemknąłem wzrokiem po całych
trybunach. Szczęście naszych kibiców, smutek i rozgoryczenie Amerykanów oraz
twoje błyszczące oczy. Wstałaś z krzesełka i powoli zeszłaś ze schodów.
Wyrwałem się z uścisku przyjaciół, którzy zbierali się do szatni w szampańskim
nastroju. Nie dzieliło nas wiele. Weszłaś szybko na boisko, potrącając i
omijając ludzi. Nie wiedziałem co robię w tamtym momencie. Po prostu wziąłem
Cię w ramiona i przytuliłem mocno. Pisnęłaś mi cicho do ucha, pociągając nosem.
Płakałaś.
- Wygraliście –
szepnęłaś cicho.
Postawiłem Cię na
parkiecie. Wziąłem twoją twarz w dłonie i otarłem kciukami mokre policzki.
Palcami zmierzwiłaś moje włosy i przejechałaś kciukiem po moich wargach.
Pochyliłem się nad Tobą i po prostu pocałowałem.
To był najlepszy wybór mojego życia.
moje myśli podczas czytania tego rozdziału byly gdzieś tam, na hali, z Nadzią i z Piotrkiem. Kocham to <3 i wiesz jakie chce zakończenie!
OdpowiedzUsuńto jest piękne.
OdpowiedzUsuńwygrana Polski w LŚ to uczucie, które ich połączyło.
wszystko jest piękne :)
Na samo wspomnienie tej wygranej ligi światowej serce zabiło mi mocniej i łzy zapiekły w oczach ;)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńÓŻ ZA WSPOMNIENIE ECH! Do tego wplecione uczucie Piotra do Nadziei. Do tego pocałunek. Cud!
OdpowiedzUsuńW dobie kiedy wiedzie się nam gorzej, czytanie o wygranej LŚ podnosi niebywale na duchy i ta radość, bo przestrzelił, przestrzelił Stanley! I to chyba był najpiękniejszy dzień dla Piotrka, zwycięstwo i smak Jej ust. Ach <3
OdpowiedzUsuń