Dostaliśmy od trenera kilka dni wolnego, mimo że do Ligi
Światowej został jeszcze miesiąc. W prawdzie powinniśmy intensywnie ćwiczyć,
ale przy tym poziomie, na którym jesteśmy, nikt się tym bardzo nie przejmował.
Wróciłem wtedy do Rzeszowa. Odstawiłem torbę w korytarzu mieszkania i od razu z
niego wypadłem. Zbiegłem po schodach jak szalony. Na dworze było gorąco, więc w
między czasie pozbyłem się bluzy. Wolniejszym krokiem pokonałem rynek, cały
czas rozglądając się dookoła. W końcu wpadłem na genialny pomysł i pobiegłem
pod twój blok. Patrząc na niego z zewnątrz można było przypuścić, że zaraz się
zawali. Szybko pokonałem dwa piętra i stanąłem przed twoimi drzwiami.
Poprawiłem koszulkę, zasznurowałem buty jak człowiek i zmierzwiłem włosy.
Wziąłem głęboki wdech i nacisnąłem dzwonek. Otworzyłaś mnie niecałą minutę
później, w połowie przebrana z roztrzepanymi włosami. Gdy mnie zobaczyłaś,
otworzyłaś usta za zdziwienia. Uśmiechnąłem się zachęcająco i wprosiłem do
mieszkania. Długo mierzyliśmy się wzrokami. W końcu jednak wypuściłaś powietrze
z płuc. Złapałem Cię szybko w pasie i podniosłem do góry, by móc okręcić się
wokół własnej osi. Pisnęłaś głośno i oplotłaś mnie nogami. Mocniej objęłaś mnie
za szyję, wciskając twarz w moje ramię. Po paru sekundach ustałem spokojnie i
czekałem aż podniesiesz głowę do góry. Zrobiłaś to i wbiłaś we mnie rozbawione
spojrzenie. Nie wiem czy było Ci niezręcznie tak tkwić w moich ramionach. Ja
wiedziałem, że mógłbym trzymać Cię tak przez całe życie. Przycisnąłem wargi do
twojego czoła, a ty odetchnęłaś tylko głośno.
- Nie powinieneś być na wyjeździe? – zagaiłaś cicho,
obejmując mnie mocniej. Czułem jak szybko bije twoje serce, jak starasz się
normalnie oddychać.
- Powinienem, ale z Tobą – mruknąłem. Spojrzałaś w moje oczy
ze zdziwieniem – Nadziu, wyjedziesz ze mną? Pojadę wszędzie, gdzie tylko
będziesz chciała.
- Nigdy nie byłam nad morzem – wyszeptałaś.
Takim oto sposobem dwa dni później znaleźliśmy się nad
Bałtykiem. Odważnie wdychałaś morskie powietrze i słuchałaś szumu fal.
Cieszyłem się z twojej reakcji. Początkowo zdziwiłem się, że nigdy nie byłaś
nad polskim morzem. Gdy je pierwszy raz zobaczyłaś, roześmiałaś się wesoło i
wtuliłaś mocniej w moje ramiona. Wiele razy pytałem się dlaczego, ale Ty
zdawałaś się nie słyszeć tego pytania. Hotel mieliśmy niedaleko wody, więc
wieczorami i nocami przesiadywałaś na
balkonie. Zawsze wtedy siadałem obok Ciebie i obejmowałem ramieniem.
Kładłaś głowę na mojej piersi i otulałaś się mocniej kocem. Obejmowałaś dłońmi
kubek z herbatą. Wsłuchiwałaś się w szum fal, a gdy próbowałam cokolwiek
powiedzieć, po prostu mnie uciszałaś. Denerwowałaś się, gdy na ulicy trąbiły
samochody. Koło pierwszej w nocy zasypiałaś na płytkach, otulona materiałem.
Wyjmowałem Ci z dłoni schłodzony kubek i odstawiałem na parapet. Zawsze brałem
Cię na ręce i kładłem na twoje łóżko. Nie wiedzieć czemu, któregoś z tych dni
położyłem się obok Ciebie. Wtuliłaś się mocniej we mnie. Naprawdę Cię kochałem.
Tak jak jeszcze nikogo. Pomogłaś mi zrozumieć jak to jest cieszyć się drobnymi
rzeczami, błahostkami. Nauczyłaś mnie rozumieć ludzi, tak samo jak ty
rozumiałaś wszystkich. Gdy się obudziłaś rankiem, odchyliłaś głowę i zerknęłaś
na mnie lekko zaspanymi oczami. Kolejny raz zadrżałaś, gdy zimnymi palcami
dotknąłem twojego ramienia. Westchnęłaś głęboko i wstałaś z łóżka. Niecałe dwie
godziny później przeszliśmy się po molo, rozmawiając wesoło.
- Podoba Ci się? – zapytałem, gdy wychyliłaś się lekko przez
barierkę, obserwując ogromne fale na morzu. Kiwnęłaś głową i pozwoliłaś bym Cię
przytulił. Śmiałem się w duchu za moje szczeniackie podchody. Próbowałem
wszystkiego, byś tylko się do mnie przekonała. Po paru latach zrozumiałem, że potrzebowałaś
czasu. Poszliśmy na plażę, aczkolwiek najpierw musieliśmy zahaczyć o hotel, by
wziąć ręczniki i stroje kąpielowe. W czarnym kostiumie, odznaczającym się pod żółtą,
lnianą sukienką wyglądałaś pięknie. Sopocka plaża niczym nie różniła się do innych.
Rozłożyłem koc na piasku i ułożyłem się na nim wygodnie. Cały czas wpatrywałaś
się we mnie z uśmiechem, także wtedy, gdy nasuwałem na nos okulary
przeciwsłoneczne. Ty także założyłaś swoje okulary z żółtymi oprawkami i
naciągnęłaś na głowę kapelusz z szerokim rondem. Nie widziałem kiedy mnie
opuściłaś i spokojnym krokiem weszłaś do morza. A ja jak ostatni idiota
wygrzewałem się na piasku. Po kilkunastu minutach wróciłaś cała mokra i
uśmiechnięta. Nie słyszałem jak podchodziłaś. Usiadłaś cicho na kocu i
dotknęłaś dłońmi mojego rozżarzonego brzucha. Podniosłem się gwałtownie do
góry, odejmując twoje ręce. Nawet nie zdawałaś sobie sprawy jak pięknie
wyglądałaś w tamtym momencie. Przez czarne szkiełka okularów nie widziałaś jak
lustruję cię wzrokiem. Mogłaś to jedynie czuć. I poczułaś, bo poruszyłaś się
lekko. Kolejny raz się uśmiechnęłaś i znów przykleiłaś się mokra do mojego ciała.
Z zadziornym uśmiechem na ustach wstałaś i z piskiem pobiegłaś do wody.
Wiedziałaś, że po takiej akcji nie zostanę dłużny. Wbiegłem do morza zaraz za
Tobą, z tym, że o wiele wolniej przyzwyczajałem się do chłodnej wody. Za każdym
razem, gdy nowa fala obmywała moje ciało, brałem głębokie, spazmatyczne wdechy.
Ty tylko śmiałaś się głośno. Podniosłem brew do góry i gwałtownie zniknąłem w
morzu. Lubiłem pływać, a teraz miałem wspaniałą okazję by zanurkować.
Rozejrzałaś się nerwowo dookoła. Wynurzyłem się za Tobą i niespodziewanie
objąłem w talii. Podskoczyłaś w miejscu i przerażona obróciłaś w moją stronę.
- Nie rób tak więcej – fuknęłaś i przemknęłaś zatroskanym
spojrzeniem po mojej twarzy. Zacisnęłaś swoje malutkie rączki na moich
ramionach. Kiwnąłem lekko głową, wpatrując się w twoje błękitne oczy.
Zahipnotyzowałaś mnie zupełnie. Nie byłem w stanie oderwać od ciebie wzroku.
Zdjęłaś delikatnie okulary z mojego nosa i uważnie wpatrywałaś się w moje
tęczówki. Nigdy nie zapomnę tego momentu. Nigdy nie zapomnę jak oparłaś czoło o
moje czoło. Nigdy nie zapomnę jak zetknęliśmy się nosami. Nigdy nie zapomnę jak
po prostu wyślizgnęłaś się z moich ramion i z coraz to bardziej opadającymi
siłami, skierowałaś w stronę plaży. Prawie zemdlałaś. Tak bardzo się o Ciebie bałem.
Nie pozwoliłaś zabrać się do szpitala.
- Zaraz przejdzie, Piotruś – szepnęłaś i oparłaś się na moim
ramieniu, powoli dochodząc do siebie.
Nie przeszkadza wam, że rozdziały są tak zabójczo krótkie?
Piotr zakochuje się coraz bardziej ale jej uczuć nie mogę w żaden sposób rozgryźć! Czy ona coś przed nim ukrywa? Może jakąś poważną chorobę??. Sama już nie wiem co ona w sobie ma tak intrygującego!
OdpowiedzUsuńja nie będę spekulowała, bo nasuwają mi się na myśl różne rzeczy, ale chcę napawać się zajebistością tego rozdziału! i nie tylko tego ;)
OdpowiedzUsuń(przepraszam za brzydkie słowo, ale nie mogłam się powstrzymać)
podejrzewam, że Nadzieja jest chora, ale miejmy nadzieję, że to tylko moje przypuszczenia. Lubie do szaleństwa zakochanych facetów. <3
OdpowiedzUsuńCoś tu jest na rzeczy, Nadzieja po prostu ma jakąś tajemnicę.Tyle, że wolałabym by moje podejrzenia się nie sprawdziły, bo ich miłość musi kwitnąć :) Piotrek jest taki uroczy w tym opowiadaniu, aww :3 Czekam niecierpliwie na kolejny rozdział :)) Całuje i życzę dużo weny na Nowy Rok ;*
OdpowiedzUsuńps: zapraszam na siódmy rozdział: http://postaraj-sie-prosze.blogspot.com/ :)