piątek, 3 stycznia 2014

6. Przeszłość często boli można od niej uciec lub wyciągnąć wnioski.

Dostaliśmy od trenera kilka dni wolnego, mimo że do Ligi Światowej został jeszcze miesiąc. W prawdzie powinniśmy intensywnie ćwiczyć, ale przy tym poziomie, na którym jesteśmy, nikt się tym bardzo nie przejmował. Wróciłem wtedy do Rzeszowa. Odstawiłem torbę w korytarzu mieszkania i od razu z niego wypadłem. Zbiegłem po schodach jak szalony. Na dworze było gorąco, więc w między czasie pozbyłem się bluzy. Wolniejszym krokiem pokonałem rynek, cały czas rozglądając się dookoła. W końcu wpadłem na genialny pomysł i pobiegłem pod twój blok. Patrząc na niego z zewnątrz można było przypuścić, że zaraz się zawali. Szybko pokonałem dwa piętra i stanąłem przed twoimi drzwiami. Poprawiłem koszulkę, zasznurowałem buty jak człowiek i zmierzwiłem włosy. Wziąłem głęboki wdech i nacisnąłem dzwonek. Otworzyłaś mnie niecałą minutę później, w połowie przebrana z roztrzepanymi włosami. Gdy mnie zobaczyłaś, otworzyłaś usta za zdziwienia. Uśmiechnąłem się zachęcająco i wprosiłem do mieszkania. Długo mierzyliśmy się wzrokami. W końcu jednak wypuściłaś powietrze z płuc. Złapałem Cię szybko w pasie i podniosłem do góry, by móc okręcić się wokół własnej osi. Pisnęłaś głośno i oplotłaś mnie nogami. Mocniej objęłaś mnie za szyję, wciskając twarz w moje ramię. Po paru sekundach ustałem spokojnie i czekałem aż podniesiesz głowę do góry. Zrobiłaś to i wbiłaś we mnie rozbawione spojrzenie. Nie wiem czy było Ci niezręcznie tak tkwić w moich ramionach. Ja wiedziałem, że mógłbym trzymać Cię tak przez całe życie. Przycisnąłem wargi do twojego czoła, a ty odetchnęłaś tylko głośno.
- Nie powinieneś być na wyjeździe? – zagaiłaś cicho, obejmując mnie mocniej. Czułem jak szybko bije twoje serce, jak starasz się normalnie oddychać.
- Powinienem, ale z Tobą – mruknąłem. Spojrzałaś w moje oczy ze zdziwieniem – Nadziu, wyjedziesz ze mną? Pojadę wszędzie, gdzie tylko będziesz chciała.
- Nigdy nie byłam nad morzem – wyszeptałaś.


Takim oto sposobem dwa dni później znaleźliśmy się nad Bałtykiem. Odważnie wdychałaś morskie powietrze i słuchałaś szumu fal. Cieszyłem się z twojej reakcji. Początkowo zdziwiłem się, że nigdy nie byłaś nad polskim morzem. Gdy je pierwszy raz zobaczyłaś, roześmiałaś się wesoło i wtuliłaś mocniej w moje ramiona. Wiele razy pytałem się dlaczego, ale Ty zdawałaś się nie słyszeć tego pytania. Hotel mieliśmy niedaleko wody, więc wieczorami i nocami przesiadywałaś na  balkonie. Zawsze wtedy siadałem obok Ciebie i obejmowałem ramieniem. Kładłaś głowę na mojej piersi i otulałaś się mocniej kocem. Obejmowałaś dłońmi kubek z herbatą. Wsłuchiwałaś się w szum fal, a gdy próbowałam cokolwiek powiedzieć, po prostu mnie uciszałaś. Denerwowałaś się, gdy na ulicy trąbiły samochody. Koło pierwszej w nocy zasypiałaś na płytkach, otulona materiałem. Wyjmowałem Ci z dłoni schłodzony kubek i odstawiałem na parapet. Zawsze brałem Cię na ręce i kładłem na twoje łóżko. Nie wiedzieć czemu, któregoś z tych dni położyłem się obok Ciebie. Wtuliłaś się mocniej we mnie. Naprawdę Cię kochałem. Tak jak jeszcze nikogo. Pomogłaś mi zrozumieć jak to jest cieszyć się drobnymi rzeczami, błahostkami. Nauczyłaś mnie rozumieć ludzi, tak samo jak ty rozumiałaś wszystkich. Gdy się obudziłaś rankiem, odchyliłaś głowę i zerknęłaś na mnie lekko zaspanymi oczami. Kolejny raz zadrżałaś, gdy zimnymi palcami dotknąłem twojego ramienia. Westchnęłaś głęboko i wstałaś z łóżka. Niecałe dwie godziny później przeszliśmy się po molo, rozmawiając wesoło.
- Podoba Ci się? – zapytałem, gdy wychyliłaś się lekko przez barierkę, obserwując ogromne fale na morzu. Kiwnęłaś głową i pozwoliłaś bym Cię przytulił. Śmiałem się w duchu za moje szczeniackie podchody. Próbowałem wszystkiego, byś tylko się do mnie przekonała. Po paru latach zrozumiałem, że potrzebowałaś czasu. Poszliśmy na plażę, aczkolwiek najpierw musieliśmy zahaczyć o hotel, by wziąć ręczniki i stroje kąpielowe. W czarnym kostiumie, odznaczającym się pod żółtą, lnianą sukienką wyglądałaś pięknie. Sopocka plaża niczym nie różniła się do innych. Rozłożyłem koc na piasku i ułożyłem się na nim wygodnie. Cały czas wpatrywałaś się we mnie z uśmiechem, także wtedy, gdy nasuwałem na nos okulary przeciwsłoneczne. Ty także założyłaś swoje okulary z żółtymi oprawkami i naciągnęłaś na głowę kapelusz z szerokim rondem. Nie widziałem kiedy mnie opuściłaś i spokojnym krokiem weszłaś do morza. A ja jak ostatni idiota wygrzewałem się na piasku. Po kilkunastu minutach wróciłaś cała mokra i uśmiechnięta. Nie słyszałem jak podchodziłaś. Usiadłaś cicho na kocu i dotknęłaś dłońmi mojego rozżarzonego brzucha. Podniosłem się gwałtownie do góry, odejmując twoje ręce. Nawet nie zdawałaś sobie sprawy jak pięknie wyglądałaś w tamtym momencie. Przez czarne szkiełka okularów nie widziałaś jak lustruję cię wzrokiem. Mogłaś to jedynie czuć. I poczułaś, bo poruszyłaś się lekko. Kolejny raz się uśmiechnęłaś i znów przykleiłaś się mokra do mojego ciała. Z zadziornym uśmiechem na ustach wstałaś i z piskiem pobiegłaś do wody. Wiedziałaś, że po takiej akcji nie zostanę dłużny. Wbiegłem do morza zaraz za Tobą, z tym, że o wiele wolniej przyzwyczajałem się do chłodnej wody. Za każdym razem, gdy nowa fala obmywała moje ciało, brałem głębokie, spazmatyczne wdechy. Ty tylko śmiałaś się głośno. Podniosłem brew do góry i gwałtownie zniknąłem w morzu. Lubiłem pływać, a teraz miałem wspaniałą okazję by zanurkować. Rozejrzałaś się nerwowo dookoła. Wynurzyłem się za Tobą i niespodziewanie objąłem w talii. Podskoczyłaś w miejscu i przerażona obróciłaś w moją stronę.
- Nie rób tak więcej – fuknęłaś i przemknęłaś zatroskanym spojrzeniem po mojej twarzy. Zacisnęłaś swoje malutkie rączki na moich ramionach. Kiwnąłem lekko głową, wpatrując się w twoje błękitne oczy. Zahipnotyzowałaś mnie zupełnie. Nie byłem w stanie oderwać od ciebie wzroku. Zdjęłaś delikatnie okulary z mojego nosa i uważnie wpatrywałaś się w moje tęczówki. Nigdy nie zapomnę tego momentu. Nigdy nie zapomnę jak oparłaś czoło o moje czoło. Nigdy nie zapomnę jak zetknęliśmy się nosami. Nigdy nie zapomnę jak po prostu wyślizgnęłaś się z moich ramion i z coraz to bardziej opadającymi siłami, skierowałaś w stronę plaży. Prawie zemdlałaś. Tak bardzo się o Ciebie bałem. Nie pozwoliłaś zabrać się do szpitala.
- Zaraz przejdzie, Piotruś – szepnęłaś i oparłaś się na moim ramieniu, powoli dochodząc do siebie.

Nie przeszkadza wam, że rozdziały są tak zabójczo krótkie? Jak nie moje.

4 komentarze:

  1. Piotr zakochuje się coraz bardziej ale jej uczuć nie mogę w żaden sposób rozgryźć! Czy ona coś przed nim ukrywa? Może jakąś poważną chorobę??. Sama już nie wiem co ona w sobie ma tak intrygującego!

    OdpowiedzUsuń
  2. ja nie będę spekulowała, bo nasuwają mi się na myśl różne rzeczy, ale chcę napawać się zajebistością tego rozdziału! i nie tylko tego ;)
    (przepraszam za brzydkie słowo, ale nie mogłam się powstrzymać)

    OdpowiedzUsuń
  3. podejrzewam, że Nadzieja jest chora, ale miejmy nadzieję, że to tylko moje przypuszczenia. Lubie do szaleństwa zakochanych facetów. <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Coś tu jest na rzeczy, Nadzieja po prostu ma jakąś tajemnicę.Tyle, że wolałabym by moje podejrzenia się nie sprawdziły, bo ich miłość musi kwitnąć :) Piotrek jest taki uroczy w tym opowiadaniu, aww :3 Czekam niecierpliwie na kolejny rozdział :)) Całuje i życzę dużo weny na Nowy Rok ;*


    ps: zapraszam na siódmy rozdział: http://postaraj-sie-prosze.blogspot.com/ :)

    OdpowiedzUsuń