Ólafur Arnalds - Lost Song
Byłem. Cały czas trwałem. I nic nie stało mi na przeszkodzie. Nawet irytujący dźwięk telefonu, gdy kapitan zespołu dobijał się do mnie średnio siedem razy na godzinę. Nie odstępowałem twojego łóżka nawet na krok. Cierpiałem. W swojej wyobraźni już słyszałem kpiący śmiech Zbyszka, który w takiej sytuacji na pewno odszedłby i zostawił na pastwę losu każdą dziewczynę. Ale ty naprawdę znaczyłaś dla mnie coś więcej. Byłaś moim światełkiem. Prowadziłaś za rękę przez ten świat idiotów. Uczyłaś mnie patrzeć na świat zupełnie jak małe dziecko. Kazałaś wyłapywać pozytywy. A ja broniłem Cię przed tą szarą rzeczywistością. Robiłem wszystko byś była szczęśliwa. Miałem Ciebie i tylko to było mi potrzebne. Nie chciałem więcej.
Nie mogłem pogodzić się z myślą, że zostawiłem Cię w Nowym Targu, a Ty wracałaś samotnie do Rzeszowa. Do końca starałem się Ci to wynagrodzić. Może się udało… Może nie… Nie wiem, nigdy się nie dowiedziałem. Siedziałem na niewygodnym taborecie obok twojego łóżka w czterech sterylnych, białych ścianach. A obok były tylko pykające co jakiś czas urządzenia i kroplówka. Cały czas trzymałem Cię za drobną dłoń i wpatrywałem w przymknięte powieki. Brązowe włosy rozrzucone były po poduszce, a ja czułem się tak źle. I nic nie mogłem z tym zrobić. Czekałem na to aż się obudzisz jak na zbawienie. Przez te całe dwa cholerne dni nie mogłem oderwać od Ciebie wzroku. Nie byłem w stanie Cię zostawić.
I wreszcie otworzyłaś te piękne, błękitne oczy. Nie miałaś siły, by poruszyć się na łóżku. Nie mogłaś zwrócić na siebie mojej uwagi, bo nadal siedziałem obok Ciebie z zamkniętymi oczami.
- Piotrek… - wychrypiałaś praktycznie bezgłośnie. Natychmiastowo podniosłem głowę. Nie byłaś w stanie poczuć tego co ja w tamtym momencie. Chciałem płakać, a jednocześnie cieszyć się, że się obudziłaś. Zsunąłem się z krzesła i klęknąłem obok twojego łóżka. Przyłożyłem twoją dłoń do ust i spojrzałem na Ciebie troskliwie. Przymknęłaś powieki i uśmiechnęłaś się delikatnie. Tak bardzo mi tego brakowało. Twojego dotyku, uśmiechu, widoku rozbawionych tęczówek. Twojego cichego głosu i sposobu, w jaki wymawiałaś moje imię.
- Bałem się – wyszeptałem, gładząc Cię po policzku. Wtuliłaś się w moją szorstką dłoń i spoglądałaś spod czarnych rzęs. Przez te dwa dni uleciały ze mnie wszystkie pozytywne uczucia. Została tylko nadzieja, że niedługo się obudzisz i spojrzysz tak samo jak ostatnim razem. Zaśmiałaś się cicho i otarłaś wolno spływającą łzę z kącika mojego oka. Napawałem się twoim widokiem przez długi czas. Milczeliśmy. Bezustannie chłonęliśmy swoją obecność, wpatrując głęboko w oczy. Z tego otępienia wyrwała nas dopiero pielęgniarka. Westchnęła głęboko, patrząc na nas i kręcąc głową z lekkim uśmiechem. Postawiła blaszaną tackę na białej szafce obok i spojrzała na Ciebie znacząco. Odwróciłaś się w jej stronę, a ona bez wahania zagięła rękaw twojej luźniej koszulki i wykonała setki różnych zastrzyków. Zmieniła kroplówkę i bez słowa opuściła pomieszczenie. Zebrałaś włosy w rękę i zarzuciłaś je na ramię.
- Idź już, Piotrek – wyszeptałaś zmęczonym głosem – Powinieneś się wyspać. Widzę, że ledwo się trzymasz.
- Nie zostawię Cię teraz – zaprzeczyłem gwałtownie, znów łapiąc twoją bladą dłoń. Splotłem nasze palce i z uśmiechem spojrzałem w błękitne tęczówki. Coś było na rzeczy. Widziałem to, ale Ty starałaś się to ukryć. Miałaś przede mną tyle tajemnic, o których nigdy mi nie powiedziałaś. I chociaż próbowałem nie byłem w stanie nic z Ciebie wyciągnąć. Niespodziewanie znów otworzyły się drzwi do maleńkiej salki. Wywróciłaś lekko oczami, widząc w nich wysokiego lekarza. Trzymał w dłoniach twoją kartę i z posępną miną ustał przed łóżkiem.
- Miło mi znów panią widzieć – kiwnął lekko głową. Odwróciłaś ode mnie wzrok, wbijając go w postawę mężczyzny. - Chciałbym porozmawiać z panią w cztery oczy.
Czułem na sobie jego ponaglający wzrok. Ty jednak pokręciłaś przecząco głową, gdy podniosłem się z krzesła. Złapałaś mnie za rękę i pociągnęłaś z powrotem w dół. Lekarz westchnął głęboko i złapał kartę drżącymi dłońmi.
- Wiedziałem, że nie będzie tak łatwo – westchnął.
- Ja też to wiedziałam – wzruszyłaś ramionami, wbijając spojrzenie w sufit. Byłaś obojętna na to, co chciał Ci przekazać. Ignorowałaś jego próby zwrócenia uwagi. Czułem, że próbowałaś wszystko ułożyć sobie w głowie. Chciałaś na spokojnie usłyszeć to, co miałaś usłyszeć. Chciałaś zaprzątać sobie myśli wiadomością od mężczyzny w białym kitlu. Chciałaś. Miałem wrażenie, że wiesz o co mu chodzi, że jesteś gotowa na to, co za chwilę miało się stać.
- Wykonaliśmy bardzo dużo badań. Przykro mi, ale jest pani chora na szybko postępującą białaczkę.
Drżący głos lekarza rozbrzmiał w czterech ścianach i odbił się od nich echem. Zachłysnąłem się powietrzem, wbijając wzrok w ścianę naprzeciwko. A Ty? Ty uśmiechnęłaś się tylko. Spojrzałaś na doktora.
- Jest pan pewny?
Kiwnął głową i opuścił pomieszczenie, zostawiając Cię z przygniatającą prawdą. Rozpadł Ci się świat, tak samo jak mi. Usłyszałaś wyrok, lecz nie wyglądałaś tak jak ja. Ukryłaś to znowu głęboko w sobie, pozwalając wegetować temu uczuciu i jeszcze bardziej Cię pogrążać. Pozwoliłaś by cały żal tego świata spadł właśnie na Ciebie i niewidzialnymi sznurami przywiązał do łóżka. Odwróciłaś głowę i przymknęłaś powieki. Pozwoliłaś łzom spokojnie płynąć. Nie byłem w stanie wtedy nic powiedzieć. Dobrze wiedziałaś, że te kilka słów sprawiły nam taki sam ból. Tak samo przed oczami przemknęły nam wspólnie spędzone miesiące, chwile wolnego, za którymi poszlibyśmy w ogień, aby było ich więcej. Czułaś, słyszałaś mocno bijące serce, które ze strachu omal nie wyrwało się z Twojej piersi. Bo mimo wszystko się bałaś i ja dobrze o tym wiedziałem. Nasze plany na przyszłość legły w gruzach, choć nie mieliśmy okazji, by o tym porozmawiać. Twoje a moje plany były ambitniejsze. Chciałaś zbawić szary świat, nadać mu barw, wytępić zło, zminimalizować głód i dać dobro. Złapałem Cię za rękę, dodając otuchy. Słowo białaczka odbijało się echem w Twojej jak i mojej głowie. Nie dałaś rady tego ujarzmić.
Cześć, to ja, dziewczyna, która potrafi spieprzyć najważniejszy moment historii. Jej, jesteście ze mną już od dziesięciu rozdziałów! EDIT: Ktoś coś, to może będę TUUUUUUUU!
no i na zimowego doła i przy minus 17 stopniach na polu sprawiłaś, że mój emocjonalny rollercoaster wariuje jeszcze bardziej. widzimy się w Ciechu!
OdpowiedzUsuń♥
OdpowiedzUsuńa jednak. tak jeszcze miałam nadzieję, że to nie będzie nic poważnego, że Nadzieja za chwilę wyjdzie ze szpitala i razem z Piotrkiem będą szczęśliwi.
Usuńkurczę, aż boję się dalszego ciągu...
Wiedziałam, czułam normalnie w kościach! Zburzony spokój, bo zbyt piękne było to kwitnące uczucie. I nie chcę szybko postępującej białaczki! Nie zgadzam się! Popłakałam się na koniec, szczególnie przez sposób w jaki to opisałaś, tak idealnie operując czułymi słowami, ach!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło ;) i czekam na dalszy ciąg z olbrzymim strachem ;c
Białaczka to jeszcze nie wyrok śmierci. Człowiek wielokrotnie pokazuje, ze potrafi walczyć i wygrywać z chorobami nawet jeśli są wyjątkowo złośliwe. Ona ma dla kogo walczyć i oby jej się udało
OdpowiedzUsuńMiałam przeczucie ,że złego się wydarzy. Czy moja intuicja choć raz nie mogła się mylić?! Ich spokój został zakłócony przez jedną, cholerną diagnozę. Może i faktycznie jeszcze nie jest to wyrok, ale w każdym bądź razie, z pewnością każdy z nas gdyby usłyszał coś takiego po prostu by zamarł . Dlaczego los musi być tak niesprawiedliwy? On tak bardzo zasługują na to by być razem szczęśliwi a tu nagle pojawia się śmiertelna choroba oznaczająca wyści z czasem i wyścig z kostuchą o życie. Będę im w tym wyścigu kibicować z całego serducha bo są dla siebie stworzeni i wierzę ,że będzie dobrze!
OdpowiedzUsuńŚciskam ♥